Jak w tytule - dziś recenzja, tym razem bubla. Zanim jednak do niej przejdę, mam do Was wielką prośbę, pytanie na miarę mojego istnienia - czy może wiecie jak zmienić kod HTML szablonu (nie jest on mojego autorstwa), żeby zdjęcia nie były tak spłaszczone? Dopiero dziś to zauważyłam... Przeszkadza i to bardzo :/ Za wszelkie podpowiedzi ogromne dziękuję! <3
Ok, przejdźmy już do recenzji. Mowa będzie o peelingu, których to wcześniej nie znosiłam i nie widziałam sensu w ich używaniu - przecież równie dobrze mogę wyszorować się gąbką, na co mie to a po co? Jednak gdy w jednym z konkursów wygrałam mojego ulubieńca - peeling Tutti Frutti (w buteleczce) od Farmony - nagle znalazłam w nich swoich sprzymierzeńców na drodze do pięknej i gładkiej skóry. Gdy w kolejnym konkursie wygrałam paczkę produktów sygnowanych marką Bielenda i zobaczyłam w niej peeling, który jest bohaterem dzisiejszego posta, stwierdziłam - o, coś dla mnie! Czy jednak na pewno?
Nawilżający peeling solny z serii America Spa
Nie znam się, ale trochę kłóci mi się połączenie "solny" i "nawilżający" :D Przejdźmy do meritum.
1. Zapach - zdecydowanie męski. Średnio mi się podoba, ale nie drażni. Ma w sobie nutkę egzotyki, ale takiej... no, męskiej :D Chyba opchnę go bratu w prezencie, nawet nie zauważy, czy myje się żelem czy... tym. Za to kolor ma bardzo ładny - taka limonkowa zieleń :D
2. Konsystencja - nie jest jakoś wybitnie zbita ani leista; ot, taka sobie, jak masło do ciała. Problem tkwi w tym, że jak to ma być peeling, to ma zdzierać. A tu nawet nie ma co zdzierać... Taki pierwszy, poważny minus, który już stawiał go u mnie do rozstrzelania.
3. Skład - i tu jest u mnie zdyskwalifikowany po całej linii. Nie dość, że działanie peelingujące żadne, bo drobinki za małe i jakiś sado-maso mógłby to nawet za zwykły balsam potrakttować, to jeszcze parafina na dzień dobry.. Peeling ma mnie, kurde, zedrzeć do bólu, żebym później z podkulonym ogonem biegła po balsam, robić miejsce w szafce. Parafiną mogę sobie usteczka posmarować na noc żeby nie pękały albo na włosy zarzucić, coby później pięknie wyglądały. Miałam nawet w planach zużyć go jako myjadło do twarzy, ale ta parafina skutecznie mnie odstrasza. Buuuuubel... Niestety. Zapowiadał się obiecująco, a wyszło jak zawsze - czyli muszę wrócić do tego, co towarzyszy mi i robi dobrze: Tutti Frutti od Bielendy.
Miałyście styczność z tym peelingiem? Może to tylko ja mam zbyt wielkie wymagania odnośnie tej kategorii środków pielęgnacyjnych lub inne peelingi z serii Spa Bielendy są lepsze? Dajcie znać ;)
nie miałam go i jakoś mnie on nie kusi :)
OdpowiedzUsuńA jaki jest Twój ulubiony? ;>
UsuńMiałam Tutti Frutti Farmony, ale z Bielendy peelingu nie miałam i chyba zatem dobrze :)
OdpowiedzUsuńTutti Frutti kocham całym serduchem! <3
UsuńNigdy nie miałam ale na pewno nie kupię. :(
OdpowiedzUsuńOstatnio w większości rzekomych peelingów widzę parafinę. Cóż... Chyba wiadomo o co chodzi producentowi ;)
UsuńSzkoda, że się nie sprawdził :)
OdpowiedzUsuńA zapowiadał się piękny romans...
UsuńNie miałam go i właśnie z uwagi na tą parafinę nie pociąga mnie :(
OdpowiedzUsuńMnie też to odrzuciło :/
UsuńŚwietny blog :) Zapraszam do mnie http://kobieta-dziecko-i-dom.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuń